Trudno zaprzeczyć, że oparty na serii książek dla dzieci "Koko smoko" startuje raczej w konkurencji "parafilmowej". Ale równie trudno dostrzec w nim próbę oskubania rodziców – kilkulatkom
Nie zrozummy się źle: nawet jeśli zamkniecie oczy i policzycie do dziesięciu, "Koko smoko" pozostanie niemieckim filmem animowanym. I nic nie sprawi, że zapomnicie o jego rodowodzie. A jednak twórcy wydają się zaskakująco transparentni w swoich intencjach. To bajka dla dzieciaków, a nie kolejna dziwaczna hybryda, nieudolnie kokietująca rodziców.
Caligari Film- und Fernsehproduktions
Tytułowy Kokos wyrusza na poszukiwania trawy ognistej – skarbu swojej wioski, który został skradziony przez nieuwagę bohatera. Stawka jest wysoka – to być albo nie być całego smoczego rodu. Po drodze bohater odhaczy wszystkie obowiązkowe punkty programu: nawiązanie przyjaźni i jej kryzys, utratę wiary we własne siły i spektakularny triumf, konfrontację z wrogami oraz akt poświęcenia. Wszystko w przyzwoitym tempie, w klimatach bezpretensjonalnego slapsticku i komedii charakterów.
Animacja jest brzydka jak bezgwiezdna noc. Na stronę techniczną wypada spuścić zasłonę milczenia, a pod względem koncepcyjnym to sklejony z przypadkowych elementów pastelowy koszmar. Pytanie, czy najmłodsze dzieciaki potrzebują więcej, pozostaje nierozstrzygnięte, jednak nie sądzę, by ostrzeliwane kolejnymi gagami tęskniły za fotorealizmem i fajerwerkami z komputera. Bywa, że dowcipasy dotyczą smoczych problemów gastrycznych, na szczęście subtelniejszy humor nie jest reżyserskiemu duetowi obcy. Film pozostaje wolny od przyciężkawych, erotycznych aluzji (co jakiś czas temu stało się normą w niemal każdej animacji, bez względu na docelową grupę odbiorczą), a także siermiężnego, zanurzonego w polskiej rzeczywistości tłumaczenia. Czytaj: dorośli mogą się wynudzić, ale przynajmniej nie wyjdą z kina poirytowani.
Caligari Film- und Fernsehproduktions
Caligari Film- und Fernsehproduktions
Caligari Film- und Fernsehproduktions
Trudno zaprzeczyć, że oparty na serii książek dla dzieci "Koko smoko" startuje raczej w konkurencji "parafilmowej". Ale równie trudno dostrzec w nim próbę oskubania rodziców – kilkulatkom raczej nie zmieszczą się w głowie nowe hity Pixara czy Dreamworks. Zapewniam, że kino – zwłaszcza animowane – pełne jest mniej satysfakcjonujących kompromisów.
Dziennikarz filmowy. Absolwent filmoznawstwa UAM, zwycięzca Konkursu im. Krzysztofa Mętraka (2008), laureat dwóch nagród Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej (2015, 2017) oraz MediaTora (2018).... przejdź do profilu